Gdy zaczyna się druga połowa czerwca, w głowach obozowiczów startuje odliczanie do dnia wyjazdu na kolejny turnus. Niczym uśpieni agenci jakiejś supertajnej organizacji, obozowicze pracują, uczą się i niecierpliwie czekają przez cały rok, póki nie nadejdą te jedyne i niepowtarzalne dwa tygodnie w roku.

Tegoroczny obóz okazał się bardziej niezwykły, niż wszystkie zorganizowane do tej pory razem wzięte. Tylko parę rzeczy zmianie nie uległo: świetna kadra, która skutecznie zadbała o odpowiedni poziom wyzwolonego w obozowiczach – z chwilą przybycia do Wągrowca – pierwiastka łobuzerskiego; mnogość wydarzeń, która niewątpliwie starczyłaby na fabułę kilku tysięcy odcinków niejednego meksykańskiego serialu, a także obozowa zasada: „przetaczaj – licho nie śpi!”. Podobnie jak w zeszłych latach, spisał się Ośrodek Wielspinu, który i tym razem zapewnił, dzięki staraniom kadry i organizatorów, szeroką gamę możliwości do rehabilitacji, odpoczynku oraz rekreacji. Pojawiły się w tym roku także atrakcje, o których nie śniłby żaden z obozowiczów-weteranów, mających za sobą już kilkanaście turnusów w życiu. Przykład? Ekstremalna przejażdżka po jeziorze na materacu ciągniętym przez motorówkę. Przy okazji – to było naprawdę niesamowite przeżycie, no i jaki to oryginalny sposób na rehabilitację – wart polecenia każdemu! Były to jednak tylko chwile prawdziwego szaleństwa, uzupełniające dni i tak pełne już zabiegów, sportów (z gatunku tych mniej ekstremalnych) i innych form zajęć.

Po upływie tych dwóch obozowych tygodni, wypełnionych każdego dnia po brzegi wspólną zabawą, odpoczynkiem, a co najważniejsze – śmiechem, każdy z nas – obozowiczów, znów staje się uśpionym agentem, czekającym z prawdziwą niecierpliwością na kolejny „powrót do służby”. Jednak do czasu ponownego powrotu do Wągrowca, żaden z nas nie zamierza próżnować. Obóz bowiem po raz kolejny stał się bodźcem do kontynuacji wzmacniających nas działań.

I – miejmy nadzieję – historia znów zatoczy krąg, pozwalając nam na przeżycie kolejnej dawki przygód, we wspólnym gronie przyjaciół, których nie łączy już tylko wspólna choroba.

Obozowicz – weteran
Paweł Cieszko